W gościach praktycznie nie bywam.
Nie ma u kogo i po co.
Chyba że u ptaszków i drzewków w wysokim lesie.
Albo raz na ruski rok u Marcina Wawrzyńczaka w Chromcu.
Bo go lubię i cenię.
Nikt bowiem nie wydaje takich książek o górach jak Wielka Izera, a Wielka Izera i Marcin to jedno.
Ja zaś ostatnio jestem łasy już tylko na góry i książki tudzież na książki o górach.
Na nic więcej.
Na zdjęciu przed baudą Marcina. Książka „Baudy i ich mieszkańcy. Historia schronisk zachodnich Karkonoszy” Heinricha Rohkama trafia w dobre ręce.
Marcin to ten wyleniały niedźwiedź po lewej.
Ja to ten dziad proszalny po prawej.
Dobre ręce nie wiem czyje.