Grzegorz Tomicki: Konie Apokalipsy

Nie przewidywałem takiego rozwoju tej poezji, nie spodziewałem się tak porywającego z nią po latach spotkania. Wielokrotna rozkosz lektury: nazwy obce, które brzmią jak własne, radość współziomka-wędrowcy z Sudetów, a tu dokładniej z Karkonoszy i Kotliny Jeleniogórskiej, wreszcie potęga smaku, perfekcja poetyckiego języka wiążącego ze sobą wszystko w zasięgu spełniającego się na wysokości (gór i dojrzałej świadomości) życia. Jeżeli my, pisarze Sudetów, pracujemy nad jakąś nową mitologią miejsca, to Grzegorz Tomicki już gra pierwsze skrzypce w tej orkiestrze.
Karol Maliszewski
Keep Reading →

Sucha Góra

Kiedyś spędzałem urodziny w knajpie
albo robiłem knajpę z domu,
którego nigdy nie miałem.

To znaczy miałem i nie miałem,
nie chcę się nad tym rozwodzić,
bo nie. To były czasy,

kiedy zbyt dużo myślałem
nie o tym, co trzeba. Na Suchej Górze
też mam wiele do przemyślenia,

ale nie myślę. Wiecie, jak jest.
Wszędzie jagody i lite granity,
żyć się chce trochę od niechcenia,

a trochę od chcenia.
Dziękuję wszystkim za niewydarzone
urodzinowe życzenia.

Grzegorz Tomicki

Wiersz z tomu Konie Apokalipsy

Kup książkę



Wiaterna

Dziś rano usłyszałem,
że Piłsudski był tylko człowiekiem,
choć ptaszki w lesie inaczej śpiewały.

W lesie w ogóle śpiewa się dużo
i nie na temat, to znaczy
bynajmniej nie o tym,

że skały są zrobione ze skały.
Naszukałem się dzisiaj Wiaternej,
ale znalazłem i teraz stoję

w szarych szeregach granitowych
ostańców. W dali zakuty łeb Małego
Szyszaka. Nigdzie legionistów

ani powstańców.

Grzegorz Tomicki



Wielka Izera: Baudy i ich mieszkańcy

W gościach praktycznie nie bywam.
Nie ma u kogo i po co.
Chyba że u ptaszków i drzewków w wysokim lesie.
Albo raz na ruski rok u Marcina Wawrzyńczaka w Chromcu.
Bo go lubię i cenię.
Nikt bowiem nie wydaje takich książek o górach jak Wielka Izera, a Wielka Izera i Marcin to jedno.
Ja zaś ostatnio jestem łasy już tylko na góry i książki tudzież na książki o górach.
Na nic więcej.
Na zdjęciu przed baudą Marcina. Książka „Baudy i ich mieszkańcy. Historia schronisk zachodnich Karkonoszy” Heinricha Rohkama trafia w dobre ręce.
Marcin to ten wyleniały niedźwiedź po lewej.
Ja to ten dziad proszalny po prawej.
Dobre ręce nie wiem czyje.



Szrenica

Dziwna rzecz, ale na stercie
kamieni pochylam głowę
i pukam się w pierś,

choć pewnie nie pukam
w takiej intencji,
jak gdybym się bił.

Wygląda na to, że jestem
skruszony lub zamyślony
albo mam podstawowe

kłopoty z istnieniem,
tymczasem nie tyle stoję
na gruzach Szrenicy,

ile po nich przechodzę,
to znaczy na myśli
mam tylko kamienie.

Grzegorz Tomicki



Kocioł Łomniczki

Ludzie są mali, a wielkie góry
znikają. I vice versa. Jak teraz
na ścieżce znikąd donikąd

pod Śnieżką. Widzę tych dwoje,
jak stoją w zieleni pod kopułą góry
we mgle. Małe różowe

skalenie, z siecią widocznych
i niewidocznych pęknięć,
wzdłuż których

łupią się
na mniejsze fragmenty,
na coraz mniejsze

kamyczki,
ziarenka,
pył.

Grzegorz Tomicki



Śląskie Kamienie

Wróciłem z dalekiej podróży
do nizin, a teraz chodzę skacząc
po Śląskich Kamieniach jak gdyby

nigdy nic, jak gdyby zawsze coś.
Nie kocham się wprawdzie
jak dawniej, ale kocham

jak nigdy. Jak gdyby za zgodą
autora przemierzam góry, padoły,
padoły gór i góry padołów.

Z lasu wychodzę zawsze
na swoje, to znaczy widzę wszystko
clair et distinct: ten Grzbiet jest

Śląski, ten Kowarski, ten Czeski.
Tamtym Czarnym nie chodzę,
bo Czarny.

Grzegorz Tomicki



Sowia Przełęcz

Miałem tej góry już nie oglądać,
ale stoję naprzeciw i widzę wszystko
jak dawniej, to znaczy jeszcze lepiej

poukładane. Tu niebo, tam ziemia.
Tu przyroda nieożywiona,
tam ożywiona. Ja zaś mniej więcej

pośrodku. Wyszedłem z lasu
i przez gęstwinę kosodrzewiny
zmierzam ku zwałom kamieni.

Wszystko jest clair et distinct,
to znaczy proste: ten kamyk
dla ciebie, ten dla mnie,

ten kopczyk jest nasz.

Grzegorz Tomicki